Z dziennika Che - 2

Najpierw, jeszcze przy śniadaniu, przyszła Niewielka Dziewczyna O Dużej Sile Przebicia i oznajmiła, że występuje w imieniu grupy obozowiczów. I że ta grupa czuje się niewystarczająco wypoczęta wskutek tego, że wieczorne turnieje kończą się zbyt późno, a gimnastyka poranna rozpoczyna za wcześnie. Więc, czy by nie można rozpoczynać turniejów tak, by cisza nocna została ogłaszana o wcześniejszej godzinie? No, proszę państwa! Żeby obozowicze sami domagali się przesunięcia ciszy nocnej na wcześniejszą godzinę, tego najstarsi instruktorzy nie pamiętają! Zaskoczenie kadry było tak wielkie, że w kilka sekund wniosek został przyjęty.

Potem zaginął klapek. Drugi od pary leżał sobie cichutko pod łóżkiem, a bliźniaka nijak nie dało się znaleźć. Po jakimś czasie udało się go zlokalizować na stromym dachu budynku, gdzie w tajemniczy sposób się przemieścił. A tam, ani go z tej, ani go z tamtej. Od góry zbyt spadziście, a z dołu za wysoko. Na szczęście, w akcję poszukiwawczą zdążył się zaangażować 2-metrowy Adrian, więc szybko została wypracowana skuteczna metoda odzyskania niesfornego obuwia. Adrian niemal całą długością zwieszał się z okna trzymany za nogi przez innego członka kadry i kilkumetrową gałęzią celował w klapek w celu zepchnięcia go na dół. Po kilku próbach się udało i zgromadzeni gapie nagrodzili ratowników owacją na stojąco. A właściciel klapka zyskał zaszczytne miano.

Później już był sport, sport i sport. Same blitze. Piłka nożna: krótkie (i nieco krzywe) boisko, małe bramki, błyskawiczne akcje, parady bramkarzy. Kto wygrał? Najlepsi!

Siatkówka: piach, czteroosobowe drużyny, boiska 8x8. Zagrałem, a jakże! Choć początkowo sędzia nie chciał dopuścić, że niby spóźnieni i że nieparzyści i że będzie trudniej poukładać tabelkę. Po siedmiu latach przerwy było pod górkę. Na dodatek, już w pierwszym meczu uszkodziłem palec, ale po przyklejeniu go plastrem do sąsiedniego dało się odbijać. Na szczęście, partnerzy z drużyny – w tym dziewięcioletnia Marysia – grali za mnie i udało się zająć miejsce na pudle. I było to jedyne miejsce na podium zajęte przez kadrę, bo choć w turnieju wystartowały 2 teamy naszpikowane kadrowiczami, to młodzi biegali szybciej, skakali wyżej i mieli lepszą kondycję. Chyba...

Bula jaka jest, każdy widzi. Ciężkie to, niewygodne i błyszczące. Za to świnka malutka, kropiata i foremna. Gra w bule polega z grubsza na tym, by umieszczać swoje bule jak najbliżej świnki, którą wcześniej wyrzuciło się na kilka metrów od linii. Najwyższej rangi zawody rozgrywa się na żwirku. Można grać pojedynczo, a można i drużynowo. Zabawa jest na tyle przednia, że do pierwszego turnieju buli przystąpiła nadspodziewanie liczna grupa uczestników. Niestety, w okolicy żwirku nie dowieźli, więc grało się na piaszczystej ścieżce. Ale i tak było nieźle – bule śmigały niczym jakie sputniki, świnka złośliwie się wypinała, emocje grały. Kto wygrał? Najlepsi!

Na zakończenie turniej. Z prawdziwą przyjemnością należy odnotować udział państwa Herbaszewskich, którzy odwiedzili BOOM  i zagrali w turnieju. Choć prawdziwy koniec środy odbył się kilka godzin później. Pozostawiona samej sobie ekipa internetowa, która miała zamieścić najnowsze materiały (zdjęcia, artykuł) na obozowej stronie, nadal czuła się niedoeksploatowana, więc wymyśliła, że można by wydawać bieżące materiały jako obozową gazetkę. Skąd wziął się niecodzienny tytuł „Coboomnik” można jedynie domniemywać. Większość optuje, że z czwartej nad ranem …

W czwartek od rana słońce, choć woda tylko 19 stopni. Niestety, wyjechał Antoni Zdzienicki, który przez kilka dni zdecydował się popracować z młodzieżą. Przez Olsztynek i Warszawę do Łodzi bez samochodu – nie zazdroszczę podróży. Po południu całkiem spora grupa poszła się kąpać w jeziorze.- brrrr! Wieczorem w turnieju już dwie olsztyńskie pary, w tym zwycięzcy. A nieco późniejszym wieczorem ognisko. Okazało się, że na obozie są aż 3 gitary, ukulele i kastaniety. Na „egzotykach” nikt nie zdecydował się spróbować, ale gitarzystów było wielu. A raczej wiele, bo same dziewczyny. Repertuar bogaty, choć zestrojenie głosów – uwaga, eufemizm – nie do końca doskonałe. Cóż, może próby chóru pomogą … W piątek ma być upał, woda 21 stopni, turniej indywidualny i ciąg dalszy. Ma też przyjechać Marek Markowski, trener reprezentacji Polski juniorów.