Z dziennika Che - 3

Piątek wyróżnił się na dwa sposoby. Po pierwsze, nareszcie na Mazury dotarły długo oczekiwane upały, a woda doszła do 21 stopni, więc kto żyw korzystał z uśmiechu losu. A po drugie, na obiad była ryba. I to taka, co z wierzchu wyglądała jak kotlet schabowy, więc kto się nie spytał, mógł mieć niespodziankę. No, i turniej indywidualny, w którym do czuba przedarło się tylko dwoje obozowiczów. I to z tych najmłodszych! Warto też odnotować, że ukazał się drugi numer „Coboomnika”. I w związku z tym malutki sztrajbancik. Znajdujący się w obozowej kadrze, a znany z dobrego pióra, czołowy publicysta i sędzia brydżowy był – jak i wszyscy inni – nagabywany o choćby najmniejszą próbkę swego talentu na łamach. Za kolejnym razem, jakby sam sobie się dziwiąc, stwierdził ze smutkiem: „ja chyba nie potrafię takiej sieczki” . No, i zostawił nas w nieutulonym w piersiach żalu.

W sobotę rano wykryło się, że strona internetowa nie hula, więc w trybie nagłym został rozszerzony skład redakcji. O Anię, na niewdzięczne stanowisko sekretarza redakcji, czyli kogoś, kto goni autorów do roboty, pilnuje terminów i dba, by jedno pasowało do drugiego. Oraz o Kingę na funkcję nadwornego fotografa. Po czym grupa udała się na wycieczkę na – co wynikało z ulotki – największe święto Warmii (relacja z wyprawy osobno). Wieczorem Butler na imp-y, gdzie wymiatały pary z reprezentacji U-15. Swoją drogą, przyjemność patrzyć, jak ciężko i mądrze pracują i jakie to przynosi rezultaty. Chwała trenerom. A w następnym odcinku będzie o tym, jak trafną decyzją było powołanie Pań Redaktorek i dlaczego nie odbyły się niedzielne zawody sportowe. Między innymi ...